Friday, February 19, 2016

Wilki

Adam Wajrak jest mistrzem opowieści o zwierzętach. Opowieści nie niszowej przeznaczonej dla naukowców tylko takiej, która dociera pod strzechy, która nas stłamszonych codziennością życia w wielkim mieście, nie mogących uwolnić się chociażby na jedną sekundę od smrodu i hałasu przenosi na chwilę w zupełnie inny świat.

W świat marzeń. Marzeń młodych zakochanych w sobie ludzi, którym los na krańcu Polski splótł pomyślne okoliczności do życia razem i robienia w sumie mało romantycznych rzeczy: zbierania i ważenia padliny, oznaczania tropów i ścieżek, inwentaryzacji etc.

Adam jest szczęśliwy. Jako dziennikarz piszący o zwierzętach załapał się w starcie pracy zawodowej na czas transformacji ustrojowej, w której tworzyły się nowe media a miejsca pracy dla dziennikarzy powstawały jak grzyby po deszczu i cytując znajomego "the only limit was sky".

Co znajdziecie w książce? Opis historii wilka na ziemiach polskich, losy pierwszych wielkoskalowych badań nad tym drapieżnikiem, opowieści o kłusownikach i o Kazanie. O przełamywaniu strachu, ale też o wschodach i zachodach słońca, przyjaźniach i zdobywaniu zaufania miejscowych.

Czy jest to książka dla dzieci? Chyba gdzieś od 12 roku życia, w niektórych momentach jest trochę zbyt dosłowna. Ale dzieci też jak najbardziej powinny ją czytać. W ogóle powinny nie tylko czytać, ale i znać dziką przyrodę i rozumieć ją, a książki Wajraka nadają się do tego, jak mało co.

Przy tej okazji dziekuję moim rodzicom, za to, że mnie małe dziecko, protestujące, że mi się nudzi, że tam nie ma koleżanek, huśtawki,  placu zabaw i miasta po prostu, zabierali każdego roku w góry, nad jeziora, na działkę, pod namiot. Były to typowe rodzinne wakacje dwojga w sumie przyrodniczych laików, ale zaszczepiły we mnie co trzeba, a gdy miałam 10 lat to już nic by mnie w mieście nie zatrzymało. Mojemu ojcu dziękuję za to, że nie chodzimy w weekendy po centrach handlowych tylko wyjeżdżamy na rower lub na biegówki do Kampinosu i nawet jak zrzędzę, że buro i zimno to zawsze się opłaca. Przyjaciółce Ani za to, że rozumie bez słów i towarzyszy na szlaku.

PS. To nie jest recenzja. Gdyby była, powstałaby pół roku temu, gdy książkę wydano. Zdjęcie ukradzione z internetu - jest chyba jednak na tyle publiczne, że można, a poza tym ten post jest reklamą ;)

No comments:

Post a Comment