Sunday, February 14, 2016

Przypowieść o głupocie

W polskiej przestrzeni myśli politycznej - chociaż stuprocentowo nie jestem przekonana, że FB dyskusja pomiędzy ludźmi aspirującymi do i będącymi intelektualistami jest myślą polityczną - ścierają się obecnie dwie interpretacje rzeczywistości - tego jaka powinna być polityka, kim ma być urzędnik, jaka ma być władza etc.

Mawiają, że Kraków wziął stołki w stolicy i, że Kraków teraz rozdaje karty w interpretacjach tego co ma się dziać. A dziać ma się tyle, że "niezawisłość" to mit, "konkursy" to mit, "apolityczność" to mit, kregosłup moralny w służbie publicznej to też mit.

Recepty, czym to zastąpić, nie ma. Jest tylko jedna powierzchowna powtarzana jak mantra, że winner takes it all, że przecież tak jest w USA, że bierze się wszystko i swoich ustawia wszędzie u koryta i to jest normalne i dlaczego ma budzić czyjekolwiek święte oburzenie.

Jest i druga interpretacja, lansowana przez poważanego przeze mnie Witolda Jurasza, który mówi wprost, że w służbie zagranicznej ma zmieniać się najwyżej wiceminister i, że dyplomata ma być fachowcem.

Tylko, że ten przysłowiowy "Kraków" w to nie wierzy uważając, że dobrze będzie dopiero jak wszystkich wywalimy i wtedy bedziemy mieli państwo mlekiem i miodem płynące, bo przecież tylko my wiemy jak ma być i tylko my mamy receptę na rację.

Otóż to przekonanie o posiadaniu recepty na rację jest bardzo wschodnie. Dużo widzę tego na Ukrainie, gdzie przychodzi do urzędu osoba nie umiejąca budować zespołu, ani instytucji, nie umiejąca zarządzać i przekonana, że aby było dobrze, to musi rządzić wiecznie i kontrolować wszystko łącznie z babciami klozetowymi.

Moja krytyka źle pojętej amerykańskości w rządzeniu nie bierze się bynajmniej z jakiegokolwiek zachwytu nad jakąkolwiek poprzednią ekipą rządzącą. Tylko wiara w te mity spaja społeczeństwo i jest podstawą zaufania do instytucji. Po prostu. Akurat tu nad Wisłą. Akurat w przestrzeni postkomunistycznej wiara w równowagę władz jest bardzo istotna.

Często słyszę komentarze, że jak sobie nie wybiorę jakiegoś stada baranów z jakim lojalnie i wiernie nie będę beczeć jednym głosem, to nie zrobię kariery. Że muszę sobie znaleźć zarówno osobistą jak i polityczną windę chcąc robić karierę urzędniczą, bo inaczej będą mnie postrzegać jako osobę nielojalną.

Tymczasem byłam ostatnio w tej sprawie na rozmowie ze znajomym, który powiedział krótko: "Ok, a czy ci publicyści, naukowcy i inne osoby, które tak straszą, są rzeczywiście na tyle blisko kregów decyzyjnych, aby się Pani tak bała? Proszę próbować i nie tracić wiary."

I tyle w temacie. Życzę Witoldowi Juraszowi by to właśnie jego posłuchano tam, gdzie naprawdę rozdają karty tego, jak to wszystko ma wyglądać.




No comments:

Post a Comment