Sunday, January 31, 2016

Mały Wiedeń

Zastanawialiście się kiedyś może, jak bardzo zgodny jest oficjalny pijar miasta w jakim żyjecie, w tym jego polityka historyczna, ze zderzeniem z rzeczywistością?

Na przykładzie Warszawy: Warszawa jest promowana jako Feniks powstający z popiołów, współczesna metropolia z tragiczną historią. Rzeczywiście Warszawa tym żyje, chociażby na 1 sierpnia gdy większy i większy flashmob staje na baczność w centrum z petardami i racami.

Przekaz miasta jest zgodny z jego duszą. Czy jednak jest tak w przypadku Czerniowców?

Dla porządku. Czerniowce to mały Wiedeń. Stolica Bukowiny, miasto na zewnętrznym łuku Karpat. Z piekną architekturą pamiętającą najlepsze czasy Habsburgów i starsze. Z licznymi mniejszościami w tym polską i rumuńską, w końcu miasto to leży 30km od granicy z Rumunią.





To tylko kilka zdjęć z miasta. Tu trochę więcej zdjęć z fejsa.

Tylko w mieście nie ma śladu z życia jego lokalnych społeczności. W Muzeum Krajoznawczym jest trochę tego - wspomnienie Hospodara Mołdawskiego, że taki był, potem kilka motywów o tym, ze Polacy spalili miasto (bez kontekstu dlaczego w ogóle) w 1502 r. To by było na tyle.

Plus maleńka fiszka o mniejszościach okresu międzywojennego. To są Czerniowce z folderów - na wskroś monokulturowe, ultraukraińskie.

Czerniowce z kontaktów z ludźmi są już zupełnie inne. To Bukowina, daleko od Polski i jej granic a wiele osób po dziś dzień zachowuje podstawową znajomość tego języka. Mało tego, zachowuje pamięć.

- Mój pradziadek budował ten trójkątny narożny budynek. O ten tu na tej pocztówce - widzi Pani? - sprzedawca w sklepiku przy różowym kościele pokazuje na pocztówkę. Rzeczywiście budynek imponujący aczkolwiek informacji o nim próżno szukać gdzie indziej niż tylko w słowach gospodarza sklepiku.  - Niech Pani kupi tą filiżankę - pokazuje na coś ręcznie malowanego. - To maluje pani z rodziny Kochanowskich, tu miejscowa. A właściwie malowała, bo udaru dostała i teraz jej córka robi takie pamiątki.  - sypie w telegraficznym skrócie. Głowa pełna informacji, a to jeszcze przecież nie koniec.

Kupiłyśmy pamiątki, pojechałyśmy taxi do hotelu i słyszymy od taksówkarza: - Pani to mówi jak ludzie albo ze Lwowa albo z Polski, ale przy naszej granicy. - rzekł łamaną polszczyzną. - Kiedyś to ja lepiej rozmawiałem, teraz to już zapomniałem. Za Sojuza, proszę Pani polski, to był język, jaki wypadało znać, aby być kimś. - tak go mniej więcej zrozumiałam.  - A u Pani to rosyjski akcent, kijowski, ale bardziej jakby wschodni. - Tak, moja mama jest z Rosji - odpowiada Katia - ale nie wiedziałam, że to słychać.  - Słychać, moja krasuniu słychać - odpowiada taksówkarz poufale.

- Po rumuńsku też umiem, choć trochę, bo wypada klientów obsługiwać. Tutaj 30% Rumunów, ale po rumuńsku to już tylko starsi rozmawiają, to zanika. - dodaje.

Sama się zastanawiam dlaczego? Co na to wpłynęło?  Czy to tendencje unifikacyjne w państwie? Tworzenie identyfikacji narodowej?
- Jak bardzo to świeże, kiedy to się zaczęło? - dopytuję. - W sensie kiedy tylko po ukraińsku się zaczęło? Tak w latach 2000-ych, ale już wcześniej też. Niech mnie Pani nie pyta dlaczego. Za Sojuza to oczywiście formalnie po kacapsku a poza tym każdy po swojemu a teraz jakoś tak wyszło.

Cóż. Jakoś tak wyszło, to niespecjalnie odpowiedź na moje pytanie. Etnograf, historyk, czy antropolog pewnie by wiedział, ja się mogę tylko domyślać.

Może to też tak, że to swoiste multikulti to właśnie element minionej sowieckości jaką nowe władze niepodległego państwa chcą zostawić w przeszłości przez to poniekąd niechcący dusząc lokalne tożsamości.

Jesteśmy w hotelu Bukowina. Taka Victoria Grand, tylko mniejszy, ale rodzaj ten sam. Jeszcze oczywiście sowiecki, a teraz postsowiecki deluxe. W pokoju króluje armatura Cersanit a na ścianach w łazience coś trochę wygląda na Opoczno. gdzie tak daleko znalazłyby się płytki, jakie przecież od Lwowa trzeba jeszcze dobre, jeśli się nie mylę, 400km dowozić? Że to się komuś opłacało? A może się mylę, może to wcale nie Opoczno jest. Na podłodze też coś jakby deska barlinecka...

Tajemnica wyjaśnia się na dole w Karczmie z wypchaną krową, z jakiej to Artur Grossman trochę się śmieje. No cóż, Karczma ma dla mnie swój urok. Z 5 gwiazdek holu, high-life i nowoczesności wchodzi się w świat jaki jest ni - to huculski, ni - to zakopiański, taki trochę karpacki melanż motywów, smaków i wystroju. Z dominującym motywem przyśpiewek disco carpatio (neologizm).

- Pani to jakaś nie nasza - zaczepia mnie kelner. - Jak to? - pytam. - Sam nie wiem. Zachodnia jakaś taka. Koleżanka nasza a Pani zachodnia, z tego czegoś, po prostu. - Z Polski jestem. - A z Polski, nasz chef jest miejscowym Polakiem i co zimę na okresŚwiąt jeździ na zarobitki do Zakopanego.

Hmmm, ok. To już wiem, skąd Cersanit, Opoczno, pierogi ruskie, gołąbki i kaczka z jabłkami i kilka jeszcze innych potraw w karcie.

Czerniowce pożegnały nas huculskimi przyśpiewkami o kotach, bo kto je będzie karmił, jak ja zginę. Coś jeszcze w powietrzu jest w tym mieście. Ono oczywiście ma swoje ofiary wojny, którym szykują izbę pamięci w Muzeum Krajoznawczym. Ale o ile w Kijowie starcia na Wschodzie są czymś co się słyszy, co przenika rzeczywistość, to Czerniowce, tak jak i ongiś już było, chyba tym razem zostały z boku frontu i w jakiś sposób czas się w nich zatrzymał.

O ludziach, o których wspominali mieszkańcy podczas rozmów, doczytać można na tym ciekawym blogu, skądinąd w Polsce raczej kompletnie nieznanym.

Są też i smutne rzeczy. Lotnisko nie działa, bo wykupił je jakiś szachraj i w ogóle nie inwestuje, czeka aż wszystko się zniszczy, bo plac jest zbyt cenny. A Intercity póki co nie ma. Tylko 11h sypialny z Kijowa. A zapewniam, że miasto to perła godna odwiedzenia.



Partyzanci

Polecam Wam bardzo ciekawą rozmowę Eryka Mistewicza i Agnieszki Romaszewskiej. Jest w niej poruszony problem udawania zmian i kopiowania metod rządzenia poprzedników.

Ale również problem braku odpowiedzialności za słowo u wielu ludzi, lenistwa i cynizmu jaki ma ambicje przekonać nas, że przecież to normalne, że co wybory przychodzi powierzchowna miotła kosmetyczna i na tym jest koniec zmian bo pokusa pójścia na kompromis z okolicznościami jest zbyt silna.

To - jednakże - również rozmowa o nienawiści. Wszechobecnej i wszechogarniającej nienawiści jaka kompletnie przesłania rzeczową debatę, a rzeczowa kulturalna debata, i obiektywna ocena faktów znika jako coś de mode, niefajne i jeśli będzie się jej fanem, to jest się przedpotopowym i wyjdzie się z obiegu. Bo przecież w USA tak jest i u nas też musi - to już akurat dodatek ode mnie.

W tym kontekście przekopiuję Wam fragment wpisu na FB mojego przyjaciela Artura Deski pod którym się podpisuję w zupełności, więc tym razem własne myśli wyrażę słowami najlepszych retoryków jakich znam:

"Coraz częściej jestem zdegustowany stylem prowadzenia, przez niektórych moich FB przyjaciół, „politycznej dyskusji" . W Ich wpisach, komentarzach, memach i grafikach coraz mniej jest rzeczowej argumentacji, coraz mniej jest propagandy partyjnej nawet, a coraz więcej agresji i nienawiści, insynuacji, pomówień i chamstwa zwykłego wreszcie. Dla wielu (to, co dla mnie jest wstrętnym) uznanie że cel każde środki uświęca - stało się normą. Dlatego lżą, pomawiają, manipulują, poniżają i obrażają – bo w Ich rozumieniu są usprawiedliwieni „świętością” sprawy. Do tego jeszcze, smutne to lecz prawdziwe, wykorzystują Oni okazję którą daje Im brutalizacja propagandowej i politycznej walki w Polce, by poprzez chamskie, prostackie, złośliwe i demagogiczne słowa i czyny – leczyć własne kompleksy lub „słuszną” nienawiścią się upajać. (...)
Sposób w jaki "owi" moi „Przyjaciele” korzystają z FB, styl i forma którą do głoszenia swych poglądów wykorzystują, złość i nienawiść którymi ich posty i komentarze „dyszą” – męczy mnie niewymownie, smutek na mnie sprowadza, starganym nerwom odpocząć ne pozwala. Uważam, że nie mam obowiązku podobnego znosić. Dlatego, po przemyśleniu sprawy, w celu chronienia mych nerwów i zdrowia, zdecydowałem się ograniczać tym osobom dostęp do mego profilu FB. 
Żeby było jasne – to nie o jakąś karę, cenzurę czy szantaż chodzi! Szanuję prawo Wszystkich do posiadania własnych poglądów i ocen, w tym skrajnie różniących się od moich. Szanuję tez prawo do wyrażania tychże poglądów. Zawszę jestem gotowy starać się zrozumieć zdanie inne od mego, starać się wyjaśnić czemu ja myślę odmiennie. Tyle, że tylko wtedy, gdy dyskusja taka poza ramy kultury, logiki i wzajemnej życzliwości nie wykracza! Więcej! Ja szanuję nawet prawo wszystkich do wyrażania opinii w formach przeze mnie nie akceptowanych. Proszę bardzo! Niech moi FB Przyjaciele robią co chcą i jak chcą – to ich wybór, ich sprawa, ich problem! Tyle tylko – że jeśli już się na pogrążenie w oparach absurdu, demagogii, nienawiści czy chamstwa zdecydowali – to niech robią to DALEKO ODE MNIE! W postach na ich i innych FB profilach, komentarzach i „dyskusjach” (bo oni te demagogiczne „pyskówki”, insynuacje i obrzucanie się gów**m „dyskusją” nazywają) – życzę dobrej zabawy! " 
To fragment większej wypowiedzi, z jakiej mam nadzieję niedługo powstanie kolejny swietny felieton, jakich Artur jest mistrzem.

Łączę te dwa wątki - wątek wrogich obozów politycznych, a raczej postrzegania siebie wzajemnie nie jak oponenta a jak wroga, nie jak siłę z jaką szuka się kompromisu, a jak kogoś kogo należy zniszczyć za wszelką cenę - z tym właśnie wątkiem języka debaty jaka nas otacza. jedno przenika się z drugim. Zdrowy rozsądek mówi nam dowidzenia, a my nie mamy energii go przy sobie zatrzymać. 

Friday, January 29, 2016

- Is your society bounding? Czy Twoje społeczeństwo ogranicza Cię? - zapytała kiedyś koleżanka z Indii.

Nie rozumiałam jej, o co chodzi. Co to znaczy ogranicza. Robię co chcę, żyję gdzie chcę, zachowuję się jak chcę.

No właśnie. Czyżby?


Sama nie wiem, czy obecnie nie mamy czasów w których wraca pewna dominująca interpretacja zachowań ludzkich.

Rozmawiałam dzisiaj z P. Nie powinnam była w ogóle o niczym dzisiaj z nikim gadać, bo po prostu aura nie taka jak trzeba i w rezultacie straszne rzeczy z tego wychodzą, jak np. rozmowa z negatywną energią.

Ale mimo wszystko - doszliśmy do wniosku, że w dyskursie publicznym wracają czasy tęsknoty za silnym przywodztwem, ale też i za jedną dostępną interpretacją rzeczywistości i zachowań, bo tak wszystkim wygodniej żyć.

Może. Tylko jakoś uważam, że człowiek powinien mieć własne indywidualne psyche, a nie wymogi w stylu: "Pani Agnieszko proszę włożyć ten grzeczny mondurek i nie odstawać od szeregu'.

Dziewiętnastowieczna interpretacja społeczeństwa niwelowała osobiste spełnienie kosztem przetrwaniowego kolektywizmu, małżeństwo służyło zawsze komuś do czegoś, do jakiegoś najcześciej koniunkturalnego interesu. Kobiecie aby się utrzymać, mężczyźnie bo miał być żonaty aby dostać wyższą pensję i awans,  odpowiednia partnerka była dobrze widziana w społeczeństwie, dzieci zabezpieczały na starość etc. Tak mamy w Indiach, w Nepalu, w innych jeszcze krajach przechodzących dopiero transformację społeczną.

Czy naprawdę tego chcemy? Z powrotem? A wszystko na to wskazuje. Bardzo dużo ostatnim czasem właśnie tego typu narracji. Naprawdę mam nadzieję, że to bezpodstawne obawy.

Czego bym chciała dla ludzi ogółem? By byli świadomi pragnień i marzeń i by umieli po nie sięgać. By nigdy nie robili niczego bo trzeba. Bo czas. Bo wymagają tego rodzice, ciocia, babcia, wujek, kościół, społeczeństwo.

Wszystko ma płynąć ze środka. A podstawą pragnienia bycia z kimś drugim poczucie idealnego partnerstwa, które spełnia nas na płaszczyźnie psychicznej po prostu. Cielesnej też, duchowej, intelektualnej.

Miejmy odwagę marzyć. Łamać schematy, być sobą i isć za głosem serca. Zawsze.

I wiecie czego Wam życzę? Żeby każdy zostawił indywidualny mocny ślad, aby nie było wszystko jedno czy to jest Kasia, Gosia czy Agnieszka (jak w reklamie AXE) tylko by wszyscy wiedzieli, że to jest akurat Gosia. I że ta Gosia jest kimś. Kimś niepowtarzalnym, kogo drugiego takiego nie ma. Toczka.

Nie chodzi o to abyście od razu zawojowali świat. Pomyśli ktoś "dobrze jej się mądrzyć, siedzi sobie w Kijowie i je ptasie mleczko a ja mam smutne życie w powiatowym mieście". No wiem. Może być ciężko. Ale osobowość, nastawienie do świata nie wymaga kasy. Nie dajcie się po prostu przyciąć w geometryczny wzorek społeczną skrawarką.

Na dobranoc niech zaśpiewa Wam Lili Marlene:


Aha - jakbym chciała żyć w Indiach to bym się tam wyprowadziła.


Friday, January 22, 2016

Dla wszystkich co kochają osy

W oczach psów można unieść nieba biały tulipan.
Kogo kochasz kochając przydrożne psy,
chodząc w ulicach wiatrem spalonych,
na szybach zastygając oczami szklanymi jak łzy?
Kogo kochasz kochając w ich oczach maleńkie
kobiety orientalnych snów,
kiedy boisz się twarz ich jak kwiat wziąć do ręki
i ostrożnie układasz mozaiki słów?
Kogo kochasz? w tych oczach zastygł czas
dyluwialnych, zwierzęcych epok
i żółte, fosforyczne talerze gwiazd
wprawione w oczy jak w niebo.
Jakże spokojne ich twarze obrosłe
sierścią - osadem - miłością lat,
kiedy bijesz na oślep rękami jak wiosłem
we wrogi obraz nieba i ziemi, w świat.
Rzuć, rzuć magię wirujących kół,
podnieś ręce do potęgi łap,
wtul się w sierść przyjacielską i płyń
przez zarosłe czaszkami wybrzeża lat.
koniec lutego, 1941 r.

Wednesday, January 20, 2016

Uchodźcy czy nie

...oto jest pytanie. Czyli o tym, czym jest dyplomacja, i o tym co się mówi, a czego nie.

Ten post nie jest oceną debaty jaka się wczoraj odbyła w Parlamencie Europejskim. Jest oceną pewnej wypowiedzi pani Premier. O debacie jako takiej powiem parę słów później.

Pani Premier powiedziała, że Polska już przyjęła milion uchodźców z Ukrainy, którym nikt inny nie chciał pomóc.

Zareagował na to ostro pan Ambasador Ukrainy w RP Andriy Deszczyca. Zareagowało też wielu znajomych Ukraińców, moich przyjaciół.

Za to Polski internet podjął mniej lub bardziej trollerskie larum o tym, jak to Ambasador Deszczyca chce się Niemcom przypodobać, a Ukraińcy podlizują się kanclerz Merkel.

No więc po pierwsze. Tak, Niemcy to jest dla Ukrainy ważny partner, nie emocjonalny przyjaciel, tylko ważny partner, i to partner jaki już nieraz pozytywnie zareagował na prośby z Kijowa.

Być może to zasługa mniej lub bardziej efektywnego polskiego lobbyingu w szeregach UE, w co wierzę, gdyż w Parlamencie Europejskim Polacy w tej sprawie zrobili naprawdę dużo, ale dyplomacja ukraińska sama też nie śpi, a po drugie, wygląda na to, że bardzo dobrze wie, czego chce.

Ale to nie dlatego Ambasador Deszczyca powiedział to, co powiedział. Zrobił to, bo jest ambasadorem SWOJEGO państwa i wypowiedzi Premiera państwa przyjmującego zobowiązują go do reakcji, w jakiej ujmuje się za dobrym imieniem swoich rodaków.

Uchodźca bliskowschodni kojarzy się z agresywnym typem obmacującym kobiety pod dworcem w Kolonii. Kojarzy się również z niestety prawdziwą roszczeniową postawą i agresją o czym świadczą świadectwa wielu niemieckich pracowników socjalnych.

Więc nazywanie Ukraińców uchodźcami nasuwało skojarzenie, że ktoś im coś dał. No właśnie nie, nikt im niczego za darmo nie dał.

Pierwsza różnica to sama procedura wizowa. Przeciętny obywatel Ukrainy musi złożyć w konsulacie kupę dokumentów, których wiarygodność jest potem skrupulatnie sprawdzana i przy najmniejszych wątpliwościach jest to rozstrzygane na niekorzyść.

To w niczym nie przypomina roszczeniowo nastawionych mas agresywnie odnoszacych się do Straży Granicznej państw UE.

Druga różnica to pracowitość i patriotyzm. We wschodniej Ukrainie też toczy się konflikt zbrojny. Ludzie uciekli od niego w poczuciu strachu o swoje życie. Natomiast tam, gdzie się osiedlają, czy to jest centrum Ukrainy, czy też zachód, jeden po drugim stara się znaleźć pracę. Bo nikt im niczego nie daje za darmo. Bo co to jest te 450 UAH na miesiąc zasiłku? A mimo to nie przyjdzie im do głowy wyrzekać, złorzeczyć, marudzić czy odnosić się wulgarnie wobec kogokolwiek. Bo to jest właśnie obecnie obraz uchodźcy w głowie przeciętnego odbiorcy.

Dlatego nazwanie pracowitych bezkonfliktowych ludzi uchodźcami było po prostu obraźliwe.

A teraz odnośnie reakcji polskiego internetu i  niektórych FB pseudointelektualistów - oskarżanie tej reakcji o podlizywanie się pani Kanclerz to pała ze stosunków międzynarodowych i WOS-u. Obrażony przedstawiciel innego państwa nie ma żadnego obowiązku wnikać w niuanse polskich wyciągniętych z kapelusza dyżurnych urazów. Najmniej się kieruje polskim patrzeniem na inne narody, bo wcale nie musi. Kropka.

A co do tej pomocy - Polska jest rekordzistą w wydawaniu wiz dla obywateli Ukrainy. Jeśli tak rozumieć ten milion, to w tym kontekście możemy mówić o pomocy. Tylko to nie to samo, co nazywać pracowitych ludzi, walczących o każdy kawałek codziennego chleba, uchodźcami. Bo uchodźcy w domniemaniu, coś się należy. A Ukraińcy sami o wszystko walczą.

Sunday, January 17, 2016

Raport o zbrodniach w Donbasie

Polecam audycję przedstawiającą raport o zbrodniach wojennych we Wschodniej Ukrainie popełnionych przez separatystów i siły prorosyjskie.

Raport powstał z inicjatywy posłanki Małgorzaty Gosiewskiej. 

Nie ma gwarancji, że Miedzynarodowy Trybunał Karny w Hadze zajmie się tym, jednakże jest na to większa nadzieja, niż na objęcie dochodzeniem wydarzeń na Majdanie, do czego obecnie Ukraina się przymierza żonglując wysiłkiem dyplomatycznym niczym cyrkowiec na cienkiej linie. 

Bo, z jednej strony, trzeba pewne rzeczy wyjaśnić. Najlepiej nie używając przy tym własnego wysiłku ani zasobów, a z drugiej strony sprawa przyjęta przez MTK oznacza nieudolne i niewydolne sądownictwo w kraju z jakiego sprawa jest zgłaszana. 

Jurysdykcja Trybunału jest nie tylko terytorialna, ale i rzeczowa. Oznacza to, że można do niego zgłosić dowolną sprawę podpadającą pod Statut Rzymski, ale to czy on się nią zajmie zależy właśnie od sądownictwa na terenie danego kraju, możliwosci osądzenia innymi środkami, no i od polityki rzecz jasna. 

Czy zatem jest szansa osądzenia? Tak. Miloseviciowi kiedyś też każdy europejski polityk rękę ściskał i się z nim całował, jak mówi Jan Piekło w audycji. 

Co w takim razie ze zwlekaniem z uznaniem jurysdykcji MTK przez Ukrainę? Kancelaria Prezydenta Ukrainy wyjaśnia to koniecznością ochrony wizerunku ukraińskich wojskowych, którzy też mogą być sądzeni. 

- Mogą, i co z tego? To wybór, po której stronie mocy się jest. Wybór cywilizacyjny. Jeśli ukraiński wojskowy lub ochotnik coś zrobił, ma być osądzony. Kropka. - komentuje Nastja Stańko z Hromadske TV.  

Tymczasem Rosja, niby to nie uczestnicząc w konflikcie w Donbasie, szykuje swoje Białe Księgi dotyczące domniemanych zbrodni ukraińskich wojskowych. Różnica polega jednak na tym, że prokuratura ukraińska reaguje na doniesienia o naduzyciach wobec cywilów i bada sprawy, oraz kieruje akty oskarżenia. 

Friday, January 15, 2016

O buncie

To będzie krótkie.

Niedawno pisałam o tym, że nie boję się pijaczków ukraińskich, bo nie są agresywni.

Czytam teraz jeden tekst a w zasadzie robię trochę korekty, trochę recenzji. Cicho sza po co na co, co to. Tajemnica.

Ale czytając niektóre dogłębnie smutne historie w tym tekście przyszło mi na myśl, że może wolałabym, aby te pijaczki nie były takie pokorne. Aby było więcej buntu, więcej agresji, więcej walki. Bo to pasywne picie pełne pogodzenia się z losem napełnia depresją, od której chce się jak najszybciej uciec za granicę, do jakiejś kolorowej i rozwiniętej Warszawy np. Chociaż pewnie ktoś mi tutaj praskie zaułki wspomni... 10 lat temu.

Pasywność przytłacza. Przytłacza sztuka adaptacji bez buntu nieomal do wszystkiego. Nie ma ciepłej wody, postawię sobie bojler. Milicjant chce łapówki, dogadam się na 50 UAH. Nierówny chodnik? Nie założę szpilek. Nie odśnieżone oblodzone ścieżki? Będę iść ulicą tam gdzie solą posypano.

Nie będę walczyć. Nie wezmę świata za rogi, nie zmienię tej rzeczywistości. Nie nakrzyczę, nie potrząsnę, nie zwojuję swego.

Dostosuję się we wszechogarniającej postsowieckiej sztuce przetrwania z której kolejne Majdany i Rewolucje są jedynie przebłyskiem życia.

Tuesday, January 12, 2016

Bo takie będą Rzeczpospolite, jakie zarządzanie

Krótko i na temat. Nie podzielam powszechnie panującej histerii odnośnie nowego rządu tylko się przyglądam.

Czemu nie podzielam? Ano chociażby dlatego, że uważam, że nie powinno być przymusu pracy, tylko dobrowolność przechodzenia na emeryturę w odpowiednim biologicznie wieku.

Mężczyznę po 60 roku życia a kobietę po 50 trudno jest zatrudnić. Takie osoby mają kłopoty zawodowe i pozbawione zabezpieczenia socjalnego będą chorować, a bez ubezpieczenia będą umierać. Bo o ile podstawowe badania jeszcze zrobią, no to nowotworu nikt im już leczyć nie będzie. A na rentę w tym kraju jest się najczęściej za zdrowym.

Po drugie demografia. Babcia super jak jest aktywna i ciekawa, ale prawda jest taka, że jeśli ma emeryturę to może sobie nadal być dowolnie aktywna, ale można też na nią liczyć w pewnym stopniu a młodej rodzinie oszczędzić średnio 1000 złotych pensji opiekunki do dziecka. Pod warunkiem, że z młodymi na karku nie mieszka, bo kijem bym wygoniła.

Śmieją się z tych 500 złotych. No cóż, jak to nie będzie połączone z ułatwieniami dla biznesu i podwyższeniem pensji, to nic nie da, obawiam się. Ale to jest mimo wszystko stymulowanie demografii od środka, nie metodą imigracyjną.

Oczywiście na to czy i kto ma ile dzieci wpływa 500 różnych społecznych, zawodowych i psychologicznych czynników. Ale to jakaś próba.

Do tego wybór w jakim wieku posłać dziecko do szkoły. Szanowanie wyboru obywatela jest tutaj kluczem. Jeśli mam mega zdolne dziecko, to to powinna być moja i niczyja inna sprawa, że idzie do szkoły w wieku nawet 4 lat. Bo to się zdarza. A jeśli potrzebuje czasu aby się odblokować społecznie to należy mu ten dodatkowy minimalny czas dać. W ostatecznym rozrachunku, to nieprawda, że dla kariery osobistej robi to wielką różnicę. Są tacy, co założyli Apple po 40tce, czy świat się od tego zawalił?

Ale, teraz już nie będzie tak różowo. #dobrazmiana jako hashtag nie wystarczy. Trzeba się wizerunkowo ogarnąć. Trzymać sejmowych krzykaczy na smyczy. Mieć jasno określony cel i przekonywać do niego obywatela. Szanować regulaminy i postanowienia. Nie procedować niczego nocą. Dotrzymywać dobrych zwyczajów, nawet jeśli nie są na papierze. Pilnować wizerunkowo wypowiedzi polityków - szkolić ich jak radzić sobie z dziennikarzami, jak zrozumiałym językiem przekazywać to, co chce się przekazać.

 Bo na tych cyklistach można się srodze przejechać.

Wszystkim partiom politycznym bym jednak również przypomniała, że rewanżyzm nie popłaca. Bagnetami się dobrze walczy, ale kiepsko się na nich siedzi. Instytucje nie są pełne wrogów i dyletantów, ale w większości ludzi, jakimi trzeba umieć dobrze zarządzić, dać im sensowne zadania, i pozwolić rozwinąć skrzydła. Czego życzę rządzącym i wszystkim politykom od prawa do lewa, by zrozumieli, bo to podstawa zarządzania wszystkim. Od małej organizacji po światowe korpo.

A tymczasem, powtarzając za Politico. Give PiS a chance. They have just started.

Co do procedury Komisji Europejskiej. Rozejdzie się po kościach na etapie asessment bo nikomu się nie opłaca, po prostu.