Saturday, October 7, 2017

Recenzja jednego filmu


Wczoraj we Lwowie było święto kina. Krótko mówiąc takie mini Hollywood - czerwony dywan, szampan, bankiet - otwarcie 6. Przeglądu Najnowszych Filmów Polskich "Pod Wysokim Zamkiem".

Z filmu "Gwiazdy" wyszłam ze ściśniętym gardłem. Widząc w nim potworny ludzki dramat, którego w tych naszych powierzchownych czasach reżyser nie uznał za tandetny. Zrobił film o starciu prozy życia z miłością i o tym, jak wybory i przypadki jej nie realizują. Gula w gardle... chwila ciszy, zapalają się światła i brawa.... jak na pokazie w Kodak Theatre. Wcale nie gorzej.

Tyle mój post na FB. A tutaj parę słów szerzej. Jak to jest? Czy miłość to nadal uczucie ważne, na tyle ważne by dla niego poświecić wszystko, a w każdym bądź razie wiele? Główny bohater filmu to piłkarz m.in. Górnika Zabrze. Zrobił wielką karierę sportową płacąc za nią wielką osobistą cenę. Nigdy się nie ożenił. 

Wariat? Przecież tego kwiatu to pół światu? Pokrewnych dusz jest 3 mld ludzi na Ziemi, wystarczy tylko umieć zrobić z nimi biznes pt. związek, co do którego się wie, że jest bardziej aktem woli i codziennego mozołu niż prawdziwym namiętnym połączeniem dusz i ciał. 

Reżyser filmu, Jan Kidawa-Błoński, bardzo głęboko się nie zgadza z powyższym postawieniem sprawy. Dla niego i dla jego bohatera miłość to uczucie najważniejsze, warte tego by kochać prawdziwie tylko raz. Introspekcja duszy jest w filmie czasem powolna. W pierwszej osobie, może co większych wielbicieli uproszczonych przekazów kina akcji denerwować "dłużyzną", a jednak nie jest ona przesadzona, a raczej konieczna dla odróżnienia od typowego Hollywoodu. Całości dopełnia muzyka i montaż. 

W filmie nie ma happy endu - chyba, że za happy end uznać pieniądze i sławę. Ostatnie zdanie brzmi: "nigdy się nie ożenił". Tą puentą reżyser powiedział bardzo mocno widzom, że prawdziwych miłości jest niewiele, a cała reszta to tylko biznesy. I, że tych biznesów czasem nie warto robić, rozmieniając się na drobne emocjonalnie. 
Dodatkowym smaczkiem jest pokazanie prowincjonalnego zakłamania i niszczącej obłudy, i wyraźna aczkolwiek dyskretna krytyka owego drobnomieszczaństwa zakuwającego ludzkie losy w kajdany zbiorowych przepisów na zachowanie, odstępstwo od których grozi anatemą. 

Ergo - film, chociaż paradokumentalny, jest wyraźną uniwersalną krytyką myślenia biznesowego o życiu, myślenia w którym namiętności i uczucia schodzą na dalszy plan. 

Premiera - a to była ukraińska premiera - to również zaszczyt spotkania z reżyserem, któremu kilka tych pełnych zachwytu słów można było osobiście powiedzieć.

Przy okazji na marginesie - spotkali się ludzie różnych bajek politycznych i intelektualnych. Ani jedna jota polskiego piekiełka się do Lwowa nie przeniosła - reprezentując różne nurty myśli - obecni pamiętali o tym, co jest esencją dyplomacji publicznej - o jedności w godnym reprezentowaniu kraju poza jego granicami. Jest się od kogo uczyć. A zdjęcie - z częścią osób, bez których to wydarzenie by się nie odbyło 

Na zdjęciu - pan Jan Banaś - bohater filmu. 

No comments:

Post a Comment