Friday, December 2, 2016

Piaseckiej zapiski przy śniadaniu



Ten wpis będzie o filozofii, bo ot taki sobie mnie nastrój dopadł ostatnimi czasy.

Arkusz z pytaniami do matury próbnej z Wiedzy o Społeczeństwie. Na zdjęciu ojciec pochylający się nad niemowlęciem w wózku. Pytanie brzmi: „Rozstrzygnij, czy zdjęcie ilustruje tradycyjny model rodziny. Swoje zdanie uzasadnij, odwołując się do fotografii”. Poprawna odpowiedź: To nie jest rodzina tradycyjna. Opieka nad dziećmi jest zadaniem kobiety.

To zadanie z przykładowych testów do matury próbnej wydawnictwa Operon. Przyznam, że jestem w szoku i bardzo głęboko mnie to niepokoi. Rozumiem, że jest kryzys męskości i mężczyźni mają kłopoty z odnalezieniem się w nowym świecie i otaczającej ich rzeczywistości. Ale gdy ostatnio powiedziałam jednemu z czołowych polskich publicystów, że socjologia życia rodzinnego zwija się i powraca do mieszczańskiego modelu rodem z 19 wieku, to powiedział, że nie mam racji. Czyżby? Powyższe to przykład, że niestety chyba mam rację i na siłę stara się wszystkich uszczęśliwić tworząc społeczny paradygmat dający optymalny wynik urodzeń, w którym indywidualna samorealizacja gówno znaczy. Powiało feminizmem? Może.

Sęk w tym, że sprawy tak intymne jak dynamika relacji damsko-męskich i umówione role w rodzinie i zachowanie wobec partnera powinny pozostać w sferze intymności i wzajemnej umowy, a nie zdefiniowanych z góry przepisów na kobiecość i męskość. Tak twierdzę, bo ludzie są bardzo różni i mają różne potrzeby.

Nie dzielimy się na dwa wrogie obozy i wojnę płci, tylko na wrażliwych, pragnących szczęścia w większości dobrych ludzi tylko dochodzących do tego różnymi drogami.

Czy jednak jest coś co sprawia, że współczesny facet czuje się niepewny i zagubiony? Owszem, tak. Zdrowo poukładany mężczyzna, który nie jest socjopatą i tyranem ma potrzebę przewodzenia w dobrej sprawie, bycia liderem, osobą odpowiedzialną za to dokąd płynie statek o nazwie "moja rodzina" i dumnym z sukcesu. Kolega ostatnio wyjaśnił mi to poniższym obrazkiem:







Z czego to na dole to istota męskich marzeń. Tylko no, mamy problem James. Bo co gdy ma się do czynienia z osobą atrakcyjną, ale ogółem radzącą sobie, silną i niespecjalnie kruchą księżniczką do ratowania? Jak wtedy się odnaleźć, jeśli osoba kręci i pociąga a jednocześnie ma się wrażenie, że nie dopuszcza do siebie ludzi łatwo, albo, że nie ma się nad nią przewagi?

W przypadku kobiety, która umie wysyłać właściwe sygnały, problem znika. Gdy mężczyzna czuje się silniejszy i pewniejszy, pojawia się właściwa dla szczęśliwego romansu dynamika i napięcie emocjonalne, gdy obydwie strony przynajmniej przez pewien czas czują się szczęśliwe.

Natomiast gdy ma się do czynienia z osobą, która na pozór sobie super radzi, prowadzi intensywne życie w ogromnym tempie, to to przeraża. Wtedy pada sakralne "Nie nadążę za Tobą".

W związku też potrzebna jest samorealizacja i znalezienie sobie osoby, która nam w tym pomaga. Jest po prostu potrzeba znalezienia swojego bezpiecznego miejsca w relacji z drugim człowiekiem. Czegoś takiego, że ok, Ty robisz to i to lepiej, ale jakby co, to jestem do czegoś Ci potrzebny (i nie jest to tylko seks).

Do tego dochodzi problem tego w jakich okolicznościach spotykamy płeć przeciwną będąc po 30-tce. Jest to najczęściej praca a w niej wznosimy się na wyżyny swojego profesjonalizmu, i nie mamy w pracy płci, z obawy przed utratą profesjonalnej twarzy, a na menedżerskim stanowisku - z obawy przed utratą autorytetu. 

Nosimy wiele masek i zachowań dostosowanych do sytuacji w jakich jesteśmy i boimy się je zdjąć, nie chcemy ich zdejmować bo grożą utratą bezpieczeństwa. 

Co zatem można zrobić aby wzajemnie sobie zaufać i stworzyć dobrą atmosferę, aby skrócić dystans i poznać drugą osobę bliżej? 

Nie mogę odpowiedzieć za wszystkich, bo każdy jest inny, ale wiem, że im więcej dostaję bezwarunkowego wsparcia, bezwarunkowej pomocy i bezwarunkowego bycia obok, czy mam dobry humor, czy zły, czy jestem uśmiechnięta czy marudna, im mniej ktoś ode mnie wymaga abym była wiecznie w formie, tym bardziej się otwieram i tym bardziej mogę zaufać. Kobieta nie chodzi na czole z plakietką przystępności dla każdego jak leci, chociaż męskie ego często na tym cierpi. 

Bezwarunkowe wsparcie praktycznie zawsze spotka się z delikatnością, która być może całymi latami schowana uwypukla się i kwitnie w uśmiechu. No i nie oznacza to bycia potulnym pieskiem pantoflarzem. 

A jeśli się nie spotka, to no cóż, głupie baby chodzą po tej ziemi, tak samo jak i mężczyźni idioci. 

No to jak to jest z tym przewodzeniem i potrzebą posiadania przewagi i kontroli? Mężczyźni lubią mieć taką świadomość a miłość i odpowiedzialność każe im tego nie wykorzystywać. U każdego jest to w indywidualnym natężeniu, u jednego silniejsze u drugiego mniej. 

Z mojego punktu widzenia posłużę się parafrazą Szymborskiej, mogę powiedzieć: Cwałuj przy mnie jak drugi rozpędzony koń, a gdy się potknę nie czekaj aż zajęczę tylko podnieś do góry mocno aż na nogi wstanę i będziemy sobie biegnąć dalej. Gdy się potkniesz to wesprę Cię tak, że nawet tego nie zauważysz i duma Ci na niczym nie ucierpi, i będziemy sobie biegnąć dalej. 

Generalnie to, gdy mamy z drugą osobą poczucie, harmonii, swobody emocjonalnej, braku lęku i braku potrzeby tłumaczenia rzeczy najprostszych trzeba to cenić bez względu na wszystko. Takich osób najczęściej spotkamy w życiu kilka, a jedna z nich będzie dla nas.