Sunday, August 28, 2016

Berdyczów - Opowieści kominkowe

Nie wiem w sumie od czego zacząć bo moje zdolności do opowieści stępiły się dawno temu a FB posty to nie jest literatura, zaś naukowe artykuły czy analizy to nie są emocje. 

Zacznę od tego, że dzięki podróży udało mi się dać sobie trochę rady z nudą i wprowadzić w życiu ciut dynamiki, więc podstawowy problem powtarzalności i podobieństwa dnia do dnia został na jakiś czas rozwiązany. Pisząca te słowa zrozumiała też, że bez częstej zmiany ludzi, krajobrazów i otoczenia po prostu pewnego dnia wyląduje w domu zdrowia psychicznego. 

Wizyta trochę nietypowa. Turysta zza granicy odwiedza Berdyczów w dwóch rolach: albo jako Polak albo jako Żyd, w pełnym (najczęściej) wycieczkowym wyobcowaniu z zerowym zaciekawieniem jakie jest berdyczowskie "dzisiaj" za to nastawiony na Josepha Conrada i Honore de Balsac w pigułce.

Ja jestem turystą trudnym, bo leniwym poznawczo, przed podróżą najczęściej mam 30 minut czasu aby się przygotować, gdzie w ogóle jadę, w dodatku pojechałam w składzie ukraińsko-polskiej przyjacielskiej delegacji z Kijowa, i nie do hotelu czy hostelu a do domu, na kanapę, mamy koleżanki. Zupełnie inne doświadczenie, odrobinę przypominające couch surfing, tylko o wiele głębsze po 2 i pół latach w kraju. 

Tego rodzaju zwiedzanie ma dwie przyjemności w jakich się wręcz rozsmakowuję: odkrywanie, doczytywanie, wyszukiwanie znaczeń miejsc, które mijam, doczytywanie o nich historii po tym, jak już tam byłam, dotknęłam, zobaczyłam. No i rozmowy, dyskusje ciągnące się długo w noc o wszystkim co ciekawi, interesuje, z płynnym skakaniem z wątku na wątek. 

Miasto jakby samo w bólach odkrywało tożsamość. Nie do końca wie jakie jest. mer to rosyjskojęzyczny separatysta  ale lubi się pokazać i podlizać, więc jak miejscowi mawiają, na niejedno można się z nim umówić. Pomnik-tablica Nebesnoj Sotni wyznacza nowy szlak miejscowej tożsamości, na razie głównie dla elit intelektualnych w przyszłości pewnie dla wszystkich. 

Ulica Pionierów oraz pomin "Wielkiej Wojny Ojczyźnianej" przypomina o radzieckości miasta, z resztą tak samo jak i na szczęście niewysoka stalinka powojenna, kilkupiętrowa, identyczna jak w Żytomierzu. 

Berdyczów słowami Wiry jakby lepszy, lepiej zorganizowany, żywszy, z większą atrakcyjnością historyczno kulturalną z racji Klasztoru Karmelitów Bosych i Kościoła Matki Boskiej Berdyczowskiej, a także licznych pamiątek po Żydach miasta, jacy pod koniec XIX wieku stanowili 90% mieszkańców miasta. 

To odkrywanie tożsamości dopada mnie w sposób dosłowny, wpada w uszy w sklepie bławatnym, jakby go pewnie Prus ustami Rzeckiego nazwał:



- O a Pani wie na 1+1 takie ciekawe filmy dokumentalne, a Pani wie, że naszą ojczyznę Skandynawy zalożyły? 
(wzieły mnie za Ukrainkę z diaspory) .
- Tak,wiem. 
Ruś Kijowska, pierwsze grody handlowe zalożyli Waregowie. 
- No i skąd Pani wie?
- W szkole się uczylam. 
- A gdzie?
- W Warszawie. 
O to Pani z Polski (zaskoczenie)!!! 
- To Polacy się o tym w szkole uczyli a my nie, zobacz Nastja...- jedna do drugiej mówi. A Sklep swoją drogą super. Myślał by kto historyczny spadek po handlowej przeszlosci miasta, obiacałam sobie, że pewnego dnia mamę tam zabiorę, zwariuje z zachwytu. 

Nie do końca miały rację z tym odkrywaniem, tylko nie uważały pewnie w szkole. Chociaż w tej szkole jeszcze w latach 90-tych Popow wynalazł ropę. Wira słusznie zauważyła, że reforma nauczania historii ma być. Ja jej na to:
- I słusznie. Każde społeczeństwo do matury ma być hodowane na mitach, najlepiej pozytywnych bo na czymś tożsamość trzeba budować. Ale mimo wszystko nie podoba mi się, jak to robi Wiatrowycz bo to jakaś cenzura w drugą stronę, z totalnej radzieckości przechodzi się w przeciwieństwo stawiając za wzór skomplikowaną, różnorodną i dynamiczną historię Zachodniej Ukrainy, która jest ciut za skomplikowana aby tworzyć z niej proste mity. Chodzi o to by w starszych klasach liceum jednak dyskutować o wszystkich niuansach. 
- Ale mimo wszystko coś trzeba. Bo jest tak, że swojego nie znamy. Dzieci wiedzą kto to Robin Hood ale o Dowbuszu zielonego pojęcia nie mają. Nie ma książeczek, kolorowanek, komiksów i bajek. Wilka i Zajaca zastąpiła Kung Fu Panda, niegłupia, ale nie nasza - dodaje jej mama. Ma rację. Rodzenie się tożsamości, albo inaczej, odkrywanie jej na nowo zajmuje czas. 

Apropo's to właśnie link do wspomnianych filmów: Ukraina, powrót do historii. 

Spacer po mieście pierwszego dnia. Niespecjalnie jakościowe foto grobu rabina, o którego pytaja się obydwie. Przypominają mi się te jakieś mdłe zasoby wiedzy i mówię trochę w ciemno:
- Potem doczytam i wam powiem, ale Berdyczów to zdaje się był silny ośrodek Chasydyzmu i pochodziło stąd co najmniej dwóch ważnych rabinów. Trafiłam w dziesiątkę, poniżej tablica z grobu Rabina Elizera Libera, który zmarł w 1771 roku w wyniku którejś epidemii: 




Obecnie płyta ta znajduje się w Parku Miejskim, który Bolszewicy urządzili po Rewolucji na miejscu starego cmentarza żydowskiego. Tak to wyglądało w 1913 roku tuż przed I wojną światową: 

Zdjęcie pochodzi z wydanej stosunkowo niedawno książki ze zdjęciami podróżników - etnografów żydowskiego pochodzenia, którzy robili zdjęcia życia codziennego Żydów w latach 1913-1914 na terenach Imperium Rosyjskiego. 

Żydowskość Berdyczowa jest omalże niezauważalna dla niewprawnego niewtajemniczonego turysty. Jedynym zabytkiem posiadającym punkt informacyjny i tablicę w 3 językach jest Klasztor Karmelitów. Ale czy to przeszkadza w czymkolwiek? Chyba nie. Trzeba solidniej się przykładać do eksploracji i badań no i mieć więcej czasu. 

Tymczasem z tego żydowskiego miasteczka 1/3 około uciekła przed Niemcami wgłąb Rosji a z tych co pozostali przeżyło 16 osób. "Kto ratuje jedno życie ratuje cały świat. Sprawiedliwym Wśród Narodów Świata Żydowska Gromada Miasta Berdyczów." To już tablica bieżąca, pamiętająca czasy po uzuskaniu niezależności. Z kolei obok niej jeszcze radziecka z 1990 roku pierwotnie miała stanąć w 1950 tylko władza radziecka się nie zgodziła. 

Żydzi z Berdyczowa byli ideologicznie podzieleni. Po Rewolucji eksterminowali tradycjonalistów i syjonistów, a ci co zostali częściowo włączyli się w komunistyczne organizacje żydowskie. Popierające ta samą władzę, która niszczyła wszelkie inne nurty filozoficzne i tradycyjne w przechowywanej od pokoleń a nawet od stuleci myśli rabinów berdyczowskich. 


Wspomniane wcześniej tablice i pisząca te słowa. 

- Mnie zastanawia jaki jest związek Berdyczowa z Polską. Bo widać, że jest  bardzo silny. Wiem oczywiście o Rzeczpospolitej i Wielkim Księstwie Litewskim, ale aż tak silne wpływy mnie zastanawiają. 

Nie jestem specjalistą, ale znowu trochę zgadując przypomniałam sobie ojcowe opowieści o zmianie granic po utworzeniu Unii Lubelskiej i wcieleniu Podola i okolic do Korony Polskiej. 

W XVII wieku według spisów województwa bracławskiego było jednak tylko 1% szlachty a cała reszta to mieszczanie i chłopi: Rusini/Ukraińcy, Żydzi, Niemcy (chociaż było ich tam niewielu). 

Berdyczów widział kres Rzeczypospolitej, to tam w warowni - Klasztorze Karmelitów bronił się Kazimierz Pułaski, wódz wojskowy Konfederacji Barskiej. Stamtąd z przygodami uciekł do Turcji a potem dalej. Te detale dla Ciebie miły czytelniku. 

Opowiedziałam pokrótce o Koronie Polskiej, przemianach mieszczaństwa, szkolnictwa, zmianach w sądownictwie, różnicach ekonomicznych pomiędzy regionami, stopniowym spadkiem ekonomicznego znaczenia gospodarki rolnej.  Historią na codzień doprawdy nie żyję i jej nie głoszę wszem i wobec tym bardziej obecnie gdy na epatowanie etosem historycznym jest wręcz moda, ale coś tam zdołałam wyjaśnić. 

Trochę oczywiście smutne, że wzajemnie nie znamy swojej historii, albo, że trzeba się nią wyjątkowo długo i detalicznie interesować aby cokolwiek ogarnąć. O tym jednak kilka słów refleksji na zakończenie. 

Tymczasem czy widać te wiatry historii w Berdyczowie, kiedy ona splatała losy wielu narodowości naraz pod berłem Króla Polskiego? Mory Klasztoru - Twierdzy stoją do dzisiaj niczym świadek historii. Gdyby nagle zatrzymać ruch samochodowy chociaż na kilka minut albo w nocy zostać pośród murów na pewno da się to wyczuć jeszcze bardziej. 

Tymczasem jednak w zeszłym roku obwalił się kawałek klasztornego starego muru. 

- Może ktoś to będzie jeszcze remontował, i tak cud, że budynki jako tako ocalały bo to jest coś najwspanialszego co w Berdyczowie jest i czym trzeba koniecznie się chwalić na cały świat - mówi mama Wiry. 

- Przypuszczam, że remontowano z kieszeni Ministerstwa Kultury RP. - rzucam nieświadoma, że mam rację jak później podpowiedział Wujek Google. W istocie Minister Zdrojewski się postarał a gdy otwierano Muzeum Josepha Conrada w murach Klasztoru, nawet osobiście przyjechał. Szarą eminencją tych działań jest pewien niestrudzony urzędnik z Ministerstwa i to dzięki jego staraniom cały czas coś się robi i robiło. Nie powiem tu głośno jego nazwiska, bo nie wiem co na to polityczny wiatr zmian jaki teraz wieje, poza tym nie jestem do tego upoważniona. Piszę jednak o tym, abyście wiedzieli, że za każdą wstęgą przeciętą przez wielkich kryje się codzienna często mocno wkurzająca urzędnicza robota. Za to są właśnie takie momenty satysfakcji. 

Trochę Klasztoru Wam tu zaprezentuję: 


- Zapytam się w Ministerstwie, jakie są plany. - obiecuję Wirze. Pierwsza sprawa na poniedziałek do zrobienia. 

Nie pierwszy raz już przychodzi do mnie myśl, że te prądy identyfikacji etnicznej się raczej przeplatają w sałatce i mało są jakby razem. Osobno żywioł ukraiński, osobno polski, jeszcze obok tego żydowski. 

Spacer poprzedniego dnia pokazuje, że jednak nie mam racji, gdyż Berdyczów ma jedną historię znaną nie tylko dla tych trzech, ale nawet i dla całego świata. 












Oto chyba najsłynniejsza bohaterka związku na odległość, jaką zna świat: szlachcianka Ewelina Hańska. Zdaniem moich ukraińskich przyjaciółek jej listy do Balsaca są ciekawsze niż te, co zachowały się po George Sand. Zazdroszczę jej w sumie trochę. Odwagi realizacji marzeń, fantazji jemu i jej. Trzeba doprawdy się kochać wzajemnie by pakować walizki i wielokrotnie pomimo okoliczności życia z oddali do siebie jechać po to by na krótką chwilą zaznać bliskości, bo potem los znowu rozłącza. Foto z wiki.










Powyżej i obok (moje): Tablica na kościele Świętej Barbary w Berdyczowie, w którym ten związek, co cnotliwych by zgorszył znalazł swój finał przed ołtarzem na kilka miesięcy przed śmiercią pisarza. 

No cóż, długo się zastanawiała czego właściwie chce. A potem, co w jej epoce było dość rzadkie, kompletnie wyszła na wolność i wyjechawszy het z Rzeczpospolitej wiodła swobodne życie wśród bohemy francuskiej. 

Dzięki temu, że Balsaca zna cały świat, to i ją też a tym samym odbitym światłem świeci Berdyczów gdy mu się poszczęści zostać wspomnianym. 


A miasto dzisiaj? Miasto dzisiaj to odbicie problemów i mentalności ukraińskiej stojącej w rozkroku pomiędzy radzieckim wczoraj a europejskim dzisiaj. Śmieci nikt nie sprząta, bo "to ma zrobić państwo", a na osobę sprzatającą klatkę schodową patrzą się jak na niespełna rozumu. 

- Nawet nie wiesz ile agresji w ludziach. Z Żeka (*odpowiednik administracji z komunistycznych czasów) przychodziła pani i sprzątała klatkę, tylko pani lekko niepełnosprawna intelektualnie. Nie wyobrazisz sobie jak ta banda ją potraktowała. Proponuję na posiedzeniu OSBB (*coś w rodzaju wspólnoty mieszkaniowej) ją wynająć bezterminowo, bo sprząta dobrze, i poza tym podkreślam, że wg. prawa jest to praca chroniona i nie można jej tak po prostu zwolnić. Banda na mnie tak wulgarnie napadła, że co ja takiego wygaduję. Do tej pory jestem zniesmaczona - opowiada wieczorem mama Wiry. Pijemy herbatę a na zewnątrz szczekają psy.  

- Ale to chyba nie do końca tylko ich wina. Nie wiem, czy to mój problem imigranta, ale informacja jest zerowa o czymkolwiek i oni po prostu nie wiedzą gdzie mają i o co prosić. Nie wiadomo na czym to się wszystko trzyma. - mówię. 

- Coś w tym jest. Stan państwa można poznać po stanie jego psychiatrii. Na Krymie wsadzają ludzi do psychuszki jak za stalinowskich czasów. Gdzie jest oświadczenie Stowarzyszenia Psychiatrów Ukrainy? - gispodyni wchodzi na ciekawy temat. Myślę sobie, faktycznie nie widać ich. Nawet aby angażowali się w leczenie PTSD wśród weteranów. 

- Widziałaś pewnie te śmiecie na trawie przed blokiem. - kontynuuje. Trochę skacze temat jak to bywa późnym wieczorem. 
- Tak i dziwi mnie to trochę, bo miasto ogółem czyste. Czemu to tak? - pytam.
- Widzisz, spychotechnika. Żek mówi, że to ma robić przedsiębiorstwo co śmieci zabiera, oni, że Żek i tak wkoło Macieju. W Tarnopolu wprowadzono konkurencję miedzy Żekami i sprywatyzowali je, więc konkurują ze sobą. Ludzie też jacyś bardziej ambitni, każdy chce mieć więcej i lepiej a zatem nie zapuszcza tak przestrzeni. A tutaj czym bliżej Kijowa i bardziej na wschód tym bardziej wszystko ma zrobić się samo i wszystko się należy. 

- Nie można ich winić, bo i dłużej za Sojuza żyli. - mówię. 

- Otóż to. Gdyby nie czystki i terror, inaczej by to wszystko wyglądało. Są ludzie jacy jeszcze niedawno bali się cokolwiek mówić, bo ich wywiozą. Ale są mimo wszystko nieżyczliwi, zawistni i leniwi. 

Myślę sobie w tej chwili o tym, że mój kawałek korytarza na klatce w Kijowie tylko jest czysty i świeci jak pupcia niemowlaczka. A moim sąsiadom się nie chce. 

- Wiesz co? Tutaj kiedyś protestanci przyjechali i mówią, że Ukrainie to już tylko chyba Boża miłość w czystej postaci pomoże. - mówi Wira. 

****
Na to wszystko patrzy się z powrotem Matka Boska Berdyczowska a poniżej Jan Paweł II, który nigdy tu nie zajechał, ale w dziwny sposób wyczuwalna jest jego obecność, która uspokaja i mówi: walcz. I się nie bój. 



****
Posłowie: Berdyczów czeka na swojego Normana Daviesa i lokalny Mikrokosmos. Na geniusz, który te wszystkie narracje splecie w jedno i zrobi z nich w jednej książce miasto wspólne. 

Monday, August 8, 2016

Jedwabne

Rozmowy ze znajomym o sytuacji w Polsce. Mówię wprost, że wypowiedzi Minister Edukacji o Jedwabnym to kpina w biały dzień, bo to negacja historycznych faktów.

I wytrącenie argumentu z ręki w kwestii psychologicznej: my mieliśmy swoje Jedwabne. Musieliśmy zacząć rozmawiać, nie w gabinetach naukowców, tylko pod strzechami, O tym, że mieliśmy dni chwały ale i dni kiedy nie było z czego być dumnym. O interakcjach i rachnkach krzywd.

W kontekście wydarzeń na Wołyniu w czasie wojny to argument nie bez znaczenia. Wśród ukraińskich przyjaciół obserwuję wyparcie i negację tak właściwą dla pierwszej fazy dyskusji o  skali pogromów Żydów w Polsce i innych zbrodni. "Nie nie, my nigdy. Co to to nie. To wszyscy inni dokoła. U nas sami boahterowie i święci prześladowani przez innych". Otóż dokładnie tak a nie inaczej chce się przedstawiać przeciętny Ukrainiec. Przy całym włączeniu różnorodności regionalnej, ten z południa i wschodu nigdy nie miał z akcją antypolską nic wspólnego. Ale ten z Zachodu absolutnie o niczym nie chce słyszeć ( w dużym uproszczeniu rzecz jasna).

Więc kiedy z tymi przyjaciółmi dyskutuję jak ostatnio, to się nie rozwodzę tylko najczęściej mówię: "dość tego, my mieliśmy psychiczną lekcję Jedwabnego to i Was to też kiedyś czeka. Przy braniu pod uwagę wszystkich napięć i wszelkich uwarunkowań, ktore do tego doprowadziły. "

Tylko, czy jak w ramach "wstawania z kolan" powazni politycy zaczynają kręcić to ten argument pozostaje w miejscu?